piątek, 5 lutego 2016

Zmierzch...

Dzień dobry!
Sesja wciąż trwa, dlatego mam naprawdę głupie pomysły (coś w stylu: dawno nie szorowałam wszystkich podłóg szczoteczką do zębów, to jest najlepsza pora). Jak zapewne wie każdy, kto jest studentem, w czasie, kiedy powinno się przyswajać wiedzę, milion innych zajęć jest ciekawszych. 
U mnie różnie to bywa, ale wśród głupich pomysłów znalazło się odświeżenie sobie Zmierzchu.
Najpierw pokusiłam się na film, ale jego poziom jest tak żenujący, że zrezygnowałam w połowie. Postanowiłam natomiast ponownie przeczytać książkę.
Ostatni raz czytałam ją chyba w gimnazjum. Moje odczucia były wtedy zgoła różne od obecnych. 
Na koniec tego długiego wstępu dodam jeszcze, że biję się z myślami czy kupić "nową" wersje Zmierzchu, czy też sobie darować. Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła...



Stephenie Meyer | Zmierzch (tom I) | Wydawnictwo Dolnośląskie | 416 stron

   Bella Swan przeprowadza się do Forks, żeby spędzić ze swoim ojcem więcej czasu i pozwolić mamie na szczęście w nowym małżeństwie. Nie jest zbyt pozytywnie nastawiona do tego miejsca, ponieważ przez większą część roku pogoda jest tu depresyjna. Deszcz i mgły są na porządku dziennym, a do tej pory dziewczyna mieszkała w słonecznym Phoenix.
Mimo niezbyt pozytywnego nastawienia do tej małej mieściny, główna bohaterka zdaje się powoli odnajdywać w nowej sytuacji. Ponadto jej zainteresowanie wzbudza rodzina Cullenów. Tajemnicze, piękne rodzeństwo. Kim są i dlaczego nie szukają kontaktu z innymi? Dlaczego Edward tak dziwnie reaguje na Belle? I wreszcie czy poznanie prawdy jest możliwe, a ponad wszystko bezpieczne?

 Muszę przyznać, że całkiem miło było wrócić do znanej mi historii. Ta opowieść to typowy "rozluźniacz". Przy pierwszym kontakcie z tą książką na pewno czuje się pewne napięcie, ale kiedy zna się już to wszystko, staje się ona przyjemną lekturą.
Co prawda nie wzbudza ona już takiego zachwytu, jak dziesięć lat temu, ale nie jest to najgorszy romans dla nastolatek, jaki znam.
Bella - główna bohaterka jest bezpłciowa. Zero charakteru, brak typowo nastoletnich zachowań, bezgraniczne uwielbienie dla Edwarda. 
Edward też nie powala osobowością, chociaż ma to swój urok. Tajemniczy, piękny, niebezpieczny, a jednocześnie opiekuńczy.

Język powieści do górnolotnych nie należy, a przy niektórych dialogach, albo opisach scen nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. Bywały śmieszniejsze momenty, znalazłoby się też coś dobrego, ale w większości książka pisana jest prostym językiem. Idealnym dla nastoletnich czytelników.
Jest coś w tej książce, co doceniam. To nie tajemnica, że skierowana jest do nastoletnich czytelników, ale nie ma w niej erotycznych wątków. Mamy tutaj miłość nastolatki i wampira, ale jest ona przedstawiona w nieco niewinny sposób. 
W swoim życiu przeczytałam kilka młodzieżówek i wszędzie, na porządku dziennym staje się to, że szesnastoletnie bohaterki prędzej czy później lądują ze swoimi miłościami w łóżku. Mało tego, sceny te są naprawdę dokładnie opisane. Trochę to moim zdanie nie do końca w porządku. Zostawmy coś nastoletniej wyobraźni. Tutaj nie spotkamy się z czymś takim.

Wracając jednak do tematu, Zmierzch jest mimo wszystko miłą lekturą. Niezbyt skomplikowaną, niezbyt wyszukaną, ale nie najgorszą w swoim gatunku.
Gdybym miała córkę w wieku szesnastu lat, spokojnie poleciłabym jej tę historię. 
Starszy czytelnik może odebrać ją jako zbyt infantylną, ale nadal przyjemną.
Ja z przyjemnością do niej wróciłam. Szybko się ją czytało. Wciąż uważam ją za lepszą od filmowego odpowiednika i mimo wszystko lepszą od serii Pamiętniki Wampirów. Stephenie Meyer może i nie jest mistrzynią w swojej dziedzinie, ale wciąż lepiej jej to wychodzi niż pani L.J. Smith...

Lektura dobra na rozluźniający wieczór. 

6/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz