piątek, 17 kwietnia 2015

Akademia Wampirów...

Hej Kochani!
Dzisiaj o pierwszym tomie serii, o której słyszałam w samych superlatywach. Przez długi czas nie mogłam się do niej jakoś przekonać. Czy żałuję przełamania oporów?


Richelle Mead | Akademia wampirów (tom 1) | Wydawnictwo Nasza Księgarnia | liczba stron: 336 | moja ocena:  6,4/10

     Rose Hathaway i Lissa Dragomir są najlepszymi przyjaciółkami. Nie jest to jednak zwykła przyjaźń, bowiem łączy je specjalna więź. Rose czuje nastroje koleżanki, a zdarza jej się także wniknąć w jej myśli. To wszystko między innymi dlatego, że obie nie są ludźmi. Lissa jest morojem, członkinią rodu królewskiego, wampirem czystej krwi, natomiast Rose chce być jej strażniczką, ponieważ nie pochodzi z wyższych sfer.
Takiego bezwzględnego oddania przyjaciółce, niejedna z nas może pozazdrościć. Hathaway zrobi wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo i dobry nastrój dziewczynie, z którą czuje się silnie związana, często odsuwając własne potrzeby na drugi plan.

Wydaje się, że wszystko zmieni się wraz z ich powrotem do szkoły, z której uciekły. Tam przecież nic nie powinno grozić Wasylisie. Jest jednak zupełnie inaczej, a zagrożenia nie kończą się na okrutnych koleżankach. Zło czai się i atakuje w najmniej oczekiwanym momencie.
Jednocześnie obie główne bohaterki walczą z własnymi rozterkami - miłosnymi, koleżeńskimi czy też ze szkolnym okrucieństwem.

Mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do tej książki i zarazem początku serii. Wypisując swoje za i przeciw zauważyłam, że więcej jest tych drugich. W związku z tym zacznę może od plusów książki.
Muszę przyznać, że całkiem przypadł mi do gustu pomysł na wampirzą społeczność, w której istnieją podziały na morojów, dampirów, strzygi. Do tej pory wampiry były tylko wampirami, a tu mamy ciekawy podział. 
Ciekawą rzeczą jest również to, że wampiry uczą się w akademii władzy nad pewnymi zdolnościami - panowaniem nad którymś z żywiołów. Nie jest to tu zbyt rozwinięty wątek, ale czekam na coś więcej w dalszych tomach. Wiadomo, że moroj może w pełni panować tylko nad jednym żywiołem.
Kolejnym plusem książki i powodem, dla którego kontynuowałam czytania jest tajemnica. Kto prześladuje biedną Lissę. Przed kim musi strzec ją Rose i czy nie jest to ktoś najmniej spodziewany?
Za plus historii uważam także wątek Rose i Dymitra, choć mam do niego pewne zastrzeżenia. Ostatecznie zakończenie jest zaskakujące i można powiedzieć - pełne zwrotów akcji. Zachęciło mnie do sięgnięcia po kolejny tom. To chyba najlepszy komplement.

Teraz troszkę o minusach...
Pierwsze co mocno mnie irytowało to przeświadczenie Rose o tym, że z niej taka dobra sztuka i obiekt pożądania seksualnego. No naprawdę? I te suche dialogi w momentach, kiedy jakiś chłopak na nią patrzył, a ona od razu czuje się pożądana. Momentami zachowania głównej bohaterki były...okropne. Z jednej strony ta pewność siebie, a potem załamanie nerwowe w samotności, bo ktoś zaczął o niej źle mówić.
Po drugie nieco irytowała mnie wybuchowość Rose i jej brak zahamowań, chociaż to wyjaśnia się bliżej końca.
Sama relacja dampirki i jej trenera Dymitra nie była tu mocno roztrząsana, co powoduje, że pod koniec niektóre sytuacje mnie zaskoczyły. Mógłby to być bardziej rozwinięty wątek. Ale plus za to, że nie jest dominujący.
Coś co mocno działało mi na nerwy przez jakieś pół książki - wieczne i głośne plotkowanie w akademii, szybkość rozchodzenia się tych plotek, a także związane z tym zmiany w relacjach między bohaterami. No cóż... Czy oni żyli tylko plotkami, a swoje zachowanie dostosowywali do tego, co w danym dniu usłyszeli? Jednego dnia cię kocham, jutro nienawidzę, bo kolega słyszał od kolegi kolegi, że kolega mu mówił... Serio?
Uff ale to była ostatnia rzecz, która mi się nie spodobała.
W związku z powyższym mam mieszane uczucia. Z jednej strony dobry pomysł, z drugiej realizacja nie do końca mi się podoba, ale... Sięgnę po następny tom i przekonam się czy będzie lepiej/gorzej/tak samo.

Tymczasem żegnam się z Wami na dziś. I do następnego! :*

*zdjęcie okładki pochodzi ze strony lubimyczytac.pl

2 komentarze: